Scena z udziałem bogina Birchorta.
Przez rok od tamtego zdarzenia Arion Kambeldon żył praktycznie w odosobnieniu. Mieszkał w pałacu, niczego mu nie brakowało, jego życie było jednak nudne i monotonne. Czasami, aby zabić nudę chodził do portu i rozmawiał tam z ludźmi. Bywało tak, że nie potrafił sobie znaleźć jakiegoś sensownego zajęcia. Któregoś razu goniąc dla zabawy jakiegoś psa przybłędę, spotkał na swojej drodze osobliwego starca. Człowiek ten ubrany był w biały habit, na głowie nosił kaptur, spod którego widać było jego długie siwe włosy i jeszcze dłuższą brodę. Arion przyjrzał mu się przez chwilę, ale uznając pogoń za psem za ciekawsze zajęcie, pobiegł dalej.
— Dokąd pędzisz, Wasza Wysokość? He, He. — usłyszał za sobą głos. Na dźwięk tych słów Arion stanął jak wryty.
— Nie jestem królem, nie wolno mnie tak tytułować! — odparł, odwracając się i spoglądając teraz już wnikliwiej na starca.
— Staremu Birchortowi wolno wszystko. He, he. Stary Birchort nie musi się nikogo lękać. He, he. Stary Birchort wszystko wie. He, he. I wie co mówi. He, he. Wasza Wysokość, królu z Rodu Rubinu, królu odsunięty, królu w niełasce, królu niewolniku, królu męczenniku, królu wybawco! He, he. — starzec wypowiedział te słowa jednym ciągiem uśmiechając się, lecz z powagą w oczach.
— Co ty pleciesz, starcze? Kim ty jesteś? — zapytał zdziwiony Arion, przyglądając się podejrzliwie nieznajomemu.
— Birchort. Do twoich usług, Wasza Wysokość. He, he.
— Birchort, powiadasz. Pierwszy raz słyszę to imię. Skąd wiesz kim je-stem, przecież nigdy mnie nie widziałeś?
— Stary Birchort wszystko wie. He, he. Stary Birchort jest do twoich usług, Wasza Miłość. He, he.
— Wasza Miłość?! Wasza Wysokość?! O czym ty pleciesz, starcze? Chyba stary Birchort jest trochę niespełna rozumu, co? He, he?
— Przyjdź do mnie jutro rano, Wasza Miłość. He, he. Wszystko ci wyjaśnię He, he.
— Jutro rano przyślę ci medyka, starcze. Może cię nie wyleczy z głupoty, ale za to ci wyjaśni, na co jesteś chory, biedaku.
— Niepotrzebny mi medyk, tobie też nie. He, he. Coś ci pokażę, może zmienisz zdanie, kiedy to zobaczysz. He, he.
Starzec sięgnął ręką pod habit i wyjął spod niego rękojeść miecza.
— Poznajesz ten miecz, Wasza Miłość? He, he.
— Nigdy go nie widziałem — odparł zniechęcony Arion.
— Nie widziałeś, to prawda, ale czy go poznajesz? He, he.
Książę przyjrzał się rękojeści miecza i nagle coś w jego umyśle się rozja-śniło. W rękojeść miecza wtopiony był kamień gwieździstego, kaboszono-wego szafiru, połyskujący niebieską mdłą barwą.
— Miecz Szafiru!? — Arion Kambeldon niby zapytał, niby stwierdził. Rozpoznał broń, a jednocześnie stwierdził w myślach, że to niemożliwe. — Miecz Szafiru — miecz nieśmiertelnych. Skąd…? A ty jesteś w takim razie … Dzieckiem Przepowiedni…?!
— Tak i nie. He, he. Owszem, to Miecz Szafiru — miecz nieśmiertelnych, to się zgadza, ale ja nie jestem Dzieckiem Przepowiedni. He, he.
— Kim w takim razie jesteś?
— Jestem Birchort. He, he. Do usług, Waszej Miłości. He, he. Przyjdź do mnie jutro rano. He, he.
— Dokąd?
— Tam, gdzie codziennie chodzi twoja matka. He, he.
— Do biblioteki?
— Do biblioteki. He, he. Wasza Miłość. He, he — starzec skłonił się nisko. — Do jutra, królu Arionie Kambeldonie. He, he. — Starzec mówiąc to zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu.