
Scena z udziałem Derdusa Kredusa, wyjaśniająca pochodzenie jego samego oraz Armii Cienia. Uwaga tekst odsłania pewien wątek trylogii „Król Myśli”.
— Królu Terrandii, Arkusie Promest i lordzie Herdonie Margonie, a także ty, Rudchorto stańcie teraz obok tronów. Odeślijcie swoich ludzi z platformy, niech wkroczy tu delegacja Armii Cienia.
Tak też się stało. Armia Cienia, a dokładniej mówiąc licząca dziesiątki oficerów grupa z Derdusem Kredusem na czele, podjechała do platformy. Widok tych ludzi — stworów z innego świata, nasuwał różne pytania. Byli to mężczyźni wysocy, dobrze umięśnieni, podobni do siebie, jakby odlano ich z jednej formy. Nie zeszli z koni, wjechali na platformę, która mimo tak wielkiego ciężaru ani drgnęła. Derdus Kredus jechał na czele, za nim formowały się liczące po pięć koni kolejne szeregi barwnych jeźdźców. Kiedy podjechali do tronu, wyglądali imponująco. Konie były wyszkolone i powtarzały ruchy tych, które stały w pierwszym rzędzie. Najpierw koń Derdusa Kredusa skłonił się przed tronem, wyciągając przednie nogi i zniżając łeb. Sam Derdus Kredus położył rękę na piersi i schylił głowę. To samo zrobiły konie i jeźdźcy w pierwszym rzędzie, następnie w drugim, trzecim i tak dalej. Wyglądało to nie tylko bardzo dostojnie, ale i po prostu pięknie.
— Rozumiem, że u was jest taka tradycja, aby oddawać pokłon z grzbietu konia? — ku zaskoczeniu wszystkich spytała boginka, nie darząca przybyszy sympatią. — A może jesteście przyrośnięci tyłkami do swych koni?
Śmiech na początku wyszedł z ust samego Kastela Jewaunta. Potem zaczęła się śmiać Bibiana, a po niej już wszyscy na platformie i poza nią.
— Miłościwa pani, nie przybyliśmy tu, aby składać hołdy. Nie jesteśmy od was zależni, ani wam podlegli. Dostaliśmy rozkaz, aby oddać się pod komendę Króla Wojny, którego tymczasowo zastępuje lord Herdon Margon. To wszystko. Lordzie jesteśmy do twojej dyspozycji.
— Złazić z koni i klękać przed Królem Myśli! — rozkazała Rudchorta, co zaskoczyło wszystkich, nawet samego króla.
— Nie zrobimy tego.
— Nawet jeśli rozkaże wam lord Margon?
— Nie zrobimy tego nawet pod groźbą śmierci.
— Owszem, zrobicie — Rudchorta podeszła do konia Derdusa Kredusa, złapała konia za uzdę i przydusiła do ziemi. — Złaź z konia, morderco!
Derdus Kredus nie widział innego wyjścia, jak usłuchać boginki.
— Z konia mogę zejść, ale nigdy nie oddam hołdu nikomu poza swoim bogiem. Rozumiesz to Ruda Kito?
— Właśnie nie rozumiem?
— Nie mogę, taka jest moja religia!
— Ach tak?!
— Tak.
— Mordowaliście stworzenia Zaziantego, a teraz nagle się wam odmieniło i chcecie je bronić przed Greaghallem? Coś tu śmierdzi, Derdusie Kredusie. Wyjaśnij mi to!
Król Kastel Jewaunt siedział spokojnie, niemal znudzony tą dyskusją. Ludzie z Grodów Południa wyjęli z pochew swoje miecze. Zdawali sobie sprawę z tego, że gdyby teraz doszło do bitwy z Armią Cienia, zostaliby wybici do jednego. Mieli jednak po swojej stronie zarówno boginkę, jak i samego Kastela Jewaunta, więc odwagi im nie brakowało, bo los bitwy wcale nie musiał być przesądzony przytłaczającą liczebnością i umiejętnościami Armii Cienia.
— Już ci mówiłem, Ruda Kito, przybyliśmy tu oddać się pod komendę Królowi Wojny, którego w tej chwili reprezentuje lord Herdon Margon. Będziemy walczyć razem z wami przeciwko Greaghallowi i stworom, które ta kreatura wyśle na wojnę. Jesteśmy z wami w tej wojnie. Liczymy się z tym, że poniesiemy śmierć, jesteśmy na to gotowi. Nie mamy jednak prawa ani ochoty klękać przed wami.
— Król Wojny jeszcze nie nadszedł — kontynuowała boginka. — Teraz jedynym królem, który reprezentuje naszego boga jest Król Myśli. Przed nim stoicie, jemu winniście oddać cześć i pokłony. Jest on zwierzchnikiem lorda Margona.
— Wiem to wszystko, Ruda Kito. Mimo to nie mogę sam, ani też nie mogę rozkazać nikomu z moich ludzi, aby pokłonili się komu innemu oprócz naszego boga.
— A kim jest ten wasz bóg i co chce zyskać, wysyłając was na wojnę na Planecie?
— Nasz bóg, podobnie jak wasz, jest bogiem stwórcą. Żyje wśród nas na planecie, którą nazywamy Planetą Cienia. Nazwa bierze się stąd, że wokół niej krąży dziesięć księżyców, które rzucają swój cień kilka razy
w ciągu dnia. Nasza gwiazda jest silna i większa od waszej, gdyby nie cienie rzucane przez księżyce, życie na Planecie Cienia byłoby niemożliwe.
— Mało mnie to obchodzi. Interesuje mnie natomiast to, w jakim celu wasz bóg przysłał na Planetę swoją armię. Co chce przez to zyskać?
— Nasz bóg, którego święte imię brzmi NUR, podobnie jak Zazianty, stworzył nas na próbę. Pewna bogini, która miała wiedzę, jak bogowie stwórcy powinni stwarzać swoje światy nie chciała się tą wiedzą podzielić. Dlatego NUR, Zazianty i wielu innych zaczęło eksperymentować. Wielu z nich się nie udało stworzyć doskonałych istot. NURowi, Zaziantemu i kilku innym ta sztuka się powiodła. Popełnili jednak błąd, nie zadbali
o Kręgi Myśli, które są o tyle istotne, że w razie gdyby któremuś z ich materialnych stworzeń przydarzyła się śmierć, nie można bez ich myśli odtworzyć prawdziwej osobowości, prawdziwej jednostki. My na Planecie Cienia, podobnie jak stworzenia Zaziantego, jesteśmy wieczni, podlegamy jednak śmierci. NUR wskrzesza nas każdorazowo, ale wskrzeszony oprócz swego imienia i nazwiska, które każdy z nas nosi wypisane na metalowej blaszce na szyi, nie pamięta niczego ze swojego dawnego życia.
— Nie mógł was stworzyć nieśmiertelnymi?
— Jesteśmy nieśmiertelni, ale podlegamy śmierci w pewnych okolicznościach. Można nas zabić, przydarzają nam się wypadki, czasem ktoś popełni jakiś błąd i umiera. Aby go wskrzesić potrzebne jest nie tylko ciało, ale też myśli. Ciało to nie problem, bo zawsze jest, ale myśli ulatują. Błędem naszych stwórców było to, że nie zabezpieczyli Kręgów Myśli lecz pozwolili, aby ulatywały one poza wszechświaty. Wyjaśniłem to w wielkim skrócie, w istocie sprawa jest dużo bardziej skomplikowana.
— Rozumiem, że NUR wysłał was tu, abyście uprosili Króla Myśli, siedzącego przed wami na tronie, aby zdobył także wasz Krąg Myśli?
— Dobrze rozumujesz, Ruda Kito, nie inaczej. Przybyliśmy walczyć u waszego boku o waszą Planetę, mając nadzieję, że naszą służbą dowiedziemy, że jesteśmy warci tego, by Król Myśli i Zazianty zdobyli także nasz Krąg Myśli.
— Mimo to nie chcecie złożyć pokłonu waszemu wybawcy?
— Ruda Kito, królu Kastelu Jewauncie, zrozumcie nas. My nie możemy, nam nie wolno. NUR obraziłby się na nas i pomarlibyśmy na zawsze. NUR ma swoje zasady.
— Czym w takim razie chcecie nakłonić Króla Myśli, aby spełnił waszą prośbę, skoro nie uznajecie jego władzy?
— Naszą służbą dla Króla Wojny.
— Wiesz dobrze, że Król Myśli nie będzie wiedział, czy wypełniliście ją dobrze, że nie zdradziliście, albo nie stchórzyliście?
— Nie doceniasz Króla Myśli, pani.
— Oddacie więc życie za nieswoją planetę?
— Tak.
— Obdarzacie więc Króla Myśli ogromnym zaufaniem?
— Jest tego godzien. Postanowiliśmy mu zaufać.
— Nie macie innego wyjścia?
— Nie mamy. NUR, nasz bóg nie potrafi stworzyć nikogo podobnego do Króla Myśli.
— Uwłaczasz własnemu bogu?
— Kochamy naszego boga, mamy jednak świadomość jego niedoskonałości. My z naszym bogiem przebywamy na co dzień. Znamy go, w przeciwieństwie do was. Wiemy co potrafi, a czego nie. On też nas kocha, ale nie wszystko może.
— W takim razie wasz bóg wydaje się być nieco niższym od Zaziantego, czy tak?
— Nie przeczę, a mimo to udało mu się stworzyć nas, co go w pewnym sensie z Zaziantym zrównuje. Nie o to chodzi, który z bogów jest większy czy mniejszy. Oni obaj, NUR i Zazianty nie są próżni i nie zabiegają o takie zaszczyty. Dla nich ważne jest działanie, stwarzanie i życie w miłości. My swojego boga bardzo kochamy. Uwierz mi, Ruda Kito, naprawdę go kochamy. Tu, na Planecie Zaziantego ludzie nie znają swojego boga, my ze swoim jesteśmy na co dzień. Nie mieliśmy jednak pomysłu na to, jak w razie śmierci któregoś z nas przywrócić mu pamięć. Na początku wszystko opowiadaliśmy zmartwychwstałemu. Nie było to jednak łatwe. Czasem zmartwychwstały nie chciał wierzyć. Później wymyśliliśmy te tabliczki, a wraz z nimi księgi życia. Niektórzy nawet pisali pamiętniki, ale i to na nic się nie zdało, bo po zmartwychwstaniu trzeba było po prostu w to wszystko uwierzyć, a nie jest łatwo uwierzyć w historię, że kiedyś już się żyło i robiło to i owo, że miało się żonę, dzieci dom i inne rzeczy. Stało się to dla nas uciążliwością. Zaczęliśmy bać się śmierci. Ludzie przestali prawie wychodzić z domów w obawie, że przydarzy im się wypadek, ale wypadki zdarzały się też w domach, nawet częściej. W końcu NUR opowiedział nam o Zaziantym i Królu Myśli. To zaszczepiło w nas nadzieję. Nie mieliśmy pomysłu jak dotrzeć do Zaziantego. Wtedy właśnie wpadłem na pomysł stworzenia Armii Cienia. Na naszej planecie żyjemy w zgodzie, może w obawie przed śmiercią, ale jednak w zgodzie. Potrafimy sobie wybaczać, tolerujemy się nawzajem. Nie było możliwości wyszkolić armii. Wymyśliłem więc, że przeszkolimy się na Planecie Zaziantego. To dlatego na was napadaliśmy. Uczyliśmy się walczyć i zabijać. Zapewniam, że tę sztukę opanowaliśmy do perfekcji. Chociaż jesteśmy przywracani do życia, a może właśnie dlatego, bardzo boimy się śmierci. Każdy z tych żołnierzy już ją zna. Wy też ją znacie i też staracie się przed nią bronić.
— Powiedziałeś, że Armię Cienia ty wymyśliłeś, czy się przesłyszałam?
— Tak powiedziałem. Armia Cienia to mój pomysł.
— I udało ci się uwierzyć w tą historię za każdym razem, kiedy byłeś wskrzeszany?
— Nigdy nie byłem wskrzeszany, moja pani. Jestem jedynym, który nigdy nie umarł.