„Dom dzienny, dom nocny” to książka, która wymyka się łatwym klasyfikacjom. Nie jest to klasyczna powieść z liniową fabułą i wyraźnym początkiem, środkiem oraz końcem. To raczej mozaika opowieści, refleksji, snów, wspomnień i legend, które układają się luźno w większą całość – nie tyle w sensie fabularnym, co tematycznym i nastrojowym.
Tokarczuk z właściwą sobie erudycją i wrażliwością prowadzi czytelnika przez świat pogranicza – zarówno geograficznego (Sudety, pogranicze polsko-czeskie), jak i egzystencjalnego. Książka snuje się niespiesznie, skupia się na detalach, emocjach, wewnętrznych stanach. Są tu opowieści zwykłych ludzi i wątki bardziej metafizyczne. To literatura intymna, cicha, zmuszająca do zatrzymania się i uważności.
Styl autorki jest piękny – język poetycki, ale nie przesadnie wydumany. Docenić trzeba też sposób, w jaki Tokarczuk splata wątki historyczne z codziennością, duchowe z fizycznym, realne z onirycznym. To nie jest jednak lektura, która porwie każdego. Brak wyraźnej osi fabularnej może niektórych znużyć, a fragmentaryczna forma wymaga od czytelnika cierpliwości i gotowości na inny rytm odbioru niż w typowych powieściach.
To książka dobra, z wieloma pięknymi momentami i przemyśleniami, ale bardziej do smakowania niż pochłaniania. Raczej do kontemplacji niż szybkiego czytania. Z pewnością przypadnie do gustu tym, którzy cenią refleksyjne, eksperymentalne formy i literaturę, która nie daje prostych odpowiedzi.