Węzeł łączący dwie żyłki
- Szczegóły
- Marek Malman
- Odsłony: 23653
Węzłów łączących dwie żyłki ( plecionki ) jest wiele. Przedstawiam poniżej opis ze zdjęciami jednego z tych węzłów.
Węzłów łączących dwie żyłki ( plecionki ) jest wiele. Przedstawiam poniżej opis ze zdjęciami jednego z tych węzłów.
Jak obiecałem w artykule o przeróbce torby, miałem zamiar usiąść i napisać kilka słów o zrobionych wtedy pozostałych zakupach. Pomyślałem, że wykorzystam odrobinę wolnego czasu i szybko opiszę pokrowiec na wędki jaki udało mi się kupić razem z torbą i rozkładaną leżanką.
Ostatnio dzięki uprzejmości Marka (naszego Admina) zakupiłem sobie niedrogo zgrabny piórnik na przypony firmy York. Wszyscy wiemy, że firma jest raczej z tych tanich, ale przyznam się, że jakościowo nie mogę się do piórnika przyczepić. Poprzekładałem sobie przypony ze starego rozsypującego się już przyponnika do nowego i jak dla mnie jest o.k. (mam nadzieję, że przetrwa przynajmniej dwa sezony :- ). Ale nie byłbym sobą gdyby nie wpadło mi do głowy pozastanawiać się jak takie cudeńko zmajstrować samemu. Poszperałem na necie i szybko doszedłem do wniosku, że budowa takiego piórnika będzie na serio całkiem prosta i tania ! (co jest dość ważne, bo firmowe piórniki są jak dla mnie relatywnie bardzo drogie).
Łowiąc na wąskim pomoście wysuniętym na głębszą wodę spotykamy się z problemem ustawienia wędzisk, a zwłaszcza karpiowych.
Karpiarze stosują wtedy rod-pody lub trio-pody. Natomiast wędki spławikowe lub feedery można oprzeć o wiaderko lub torbę, ewentualnie próbować wcisnąć podpórkę między deskami pomostu. Gdy łowimy samotnie takie rozwiązania są w pełni wystarczające, gdy jednak zasiadamy we dwoje i to na kilkanaście godzin zaczyna się robić ciasno. Ustawione na pomoście dwa pody znacząco utrudniają poruszanie się po nim i podebranie ryby. Dołączenie się na tak wąską miejscówkę trzeciej osoby to już tłok maksymalny.
Chcąc odnieść sukces w wędkowaniu i nie wracać o przysłowiowym kiju, z wyprawy powinniśmy dobrze zanęcić nasze łowisko. Dziś nie ma problemu z kupieniem naprawdę dobrych zanęt w sklepie, czy też przygotowaniem ich według własnych sprawdzonych receptur. Problem pojawia się dopiero wtedy, jeśli nasze łowisko znajduje się bardzo daleko od brzegu.
W przeciwieństwie do swych starszych kolegów nie pozostawiają po sobie śmieci na łowisku, a wędkowanie w ich pobliżu należy do przyjemności. Co ciekawe mają oni imponującą wiedzę na temat sprzętu wędkarskiego i ryb, które łowią. Bardzo wielu z nich stosuje zasadę ZŁÓW I WYPUŚĆ, narażając się często na kpiny ze strony starszych kolegów, którzy ryby łowią dla mięsa. Młodzi nic sobie z tego nie robią, przeciwnie są wręcz oburzeni faktem, iż nad wodą po dziś dzień spotkać można tak zwanych "wiaderkowców", którzy nie przepuszczą żadnej złowionej, nawet najmniejszej rybie, wrzucając ją do wiadra - niby dla kota,- co dla mnie jest ostatnią głupotą!
Wiele sezonów nad wodą, godziny wpatrywania się w czerwony, żółty lub pomarańczowy kolor antenki lub końcówki spławika.
Czy zastanawialiście się kiedyś jak powstaje taki spławik?
Kiedy już na poważnie wedkarstwo wciągnęło mnie w swoje szpony, zacząłem się zastanawiać jak zrobić samemu spławik. Początki nie były imponujące, teraz to wiem, ale wcale mnie to nie zniechęciło. Same farby w latach 70-tych , były bardzo trudne do zdobycia, mówię tu o farbach fluroescencyjnych - odblaskowych.
Kulki proteinowe dostępne są w każdym sklepie wędkarskim a ich cena wcale nie jest wysoka. Dlaczego więc wielu wytrawnych karpiarzy trudzi się robiąc je samemu? Dlatego gdyż kulki ze sklepu, z masowej produkcji zawsze będą gorsze od tych które sami dopieścimy w naszej kuchni.