W dniu 29 listopada 1929 roku, w epoce wielkich odkryć, odważny lotnik Richard Byrd podjął się niezwykłej misji przelotu nad tajemniczym biegunem południowym. W swej audycji radiowej opisywał widoki zielonych lądów, gdzie majestatyczne istoty przypominające bizona pasły się na swobodnych od lodu jeziorach, a prymitywni ludzie przemierzali tajemnicze terytoria.
Jednakże w zagadkowy sposób audycja została przerwana, a słowa admiralicji zinterpretowano jako skutek działania halucynacji spowodowanych wyczerpaniem. Do dzisiaj, ta zagadkowa wyprawa Byrda budzi emocje zarówno wśród naukowców, jak i miłośników UFO i spiskowych teorii dziejów. A tajemnica pozostaje nierozwiązana.
Lot nad tajemniczym biegunem południowym miał być pierwszym tego typu wyczynem. Ekspedycja Byrda, w której uczestniczyły dwa statki i trzy samoloty, okazała się być spektakularnym sukcesem.
W trakcie niezwykłego lotu, trwającego 18 godzin i 41 minut, Richard Byrd wraz ze swą załogą: drugim pilotem Berndtem Balchenem, operatorem radiostacji Haroldem June i fotografem Ashleyem McKinleyem, przemierzali przestrzeń na samolocie Ford Trimotor „Floyd Bennet” do budzącego ciekawość bieguna południowego i z powrotem do bazy na Lodowcu Rossa. Był to pierwszy w historii tego typu lot, a sam Byrd miał wtedy 31 lat.
Amerykanie szykują się do wojny?
Po powrocie lotnika do ojczyzny otoczyły jego wyprawę gęste mgły kontrowersji i legend. Największym wyzwaniem było rozwikłanie niezwykłego komunikatu radiowego wysłanego przez Byrda. Władze Stanów Zjednoczonych gorliwie dążyły do ukrycia faktów i skutecznie zatuszowały tajemnicę związaną z ekspedycją.
Opowieść Byrda przypisano napięciu wywołanemu przez męczarnie podróży. W końcu, jak można było uwierzyć, że w sercu lodowej pustyni Antarktydy tkwi zielona, pulsująca życiem oaza? Oficjalnie uznano, że kwestia wyprawy została zamknięta. Jednakże to nie oznaczało, że rząd USA stracił zainteresowanie tą tajemniczą sprawą.
Kilkanaście lat później, w dniu 2 grudnia 1946 roku, potężna flota Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych wyruszyła z amerykańskich baz wojskowych. Składała się z okrętu dowodzenia USS Mount Olympus, lotniskowca USS Philippine Sea, niszczyciela oraz trzynastu jednostek pomocniczych marynarki wojennej. Towarzyszyły im sześć śmigłowców, sześć latających łodzi i dwie latające cysterny. A także okręt podwodny USS Sennet.
Na pokładach tej potężnej flotylli znajdowało się ponad cztery tysiące ludzi — ponad trzy i pół tysiąca oficerów, marynarzy i marines, trzystu cywilów oraz naukowców. Dowódcą ekspedycji był sam Richard Byrd, już wówczas admirał uznany za bohatera weteran polarnych ekspedycji. Ich celem? Antarktyda.
Operacja otrzymała kryptonim „High Jump”. Oficjalnie, dowództwo amerykańskie ogłosiło, że badają, jak w warunkach polarnych radzi sobie ich wojskowy sprzęt. Jednakże sam admirał Byrd, zanim flota wypłynęła w morze, rzekł nieśmiało, że operacja „High Jump” ma wymiar bojowy.
Oficjalne oświadczenia marynarki pozostały jednak niejasne, a wszelkie próby dziennikarzy, aby otrzymać jakiekolwiek informacje na temat ekspedycji, zakończyły się fiaskiem. Pozostali z oficjalną informacją, że operacja „High Jump” miała wyłącznie charakter badawczy.
Lecz nikt nie chciał przyjąć tej wersji. Analitycy plotkowali, że Amerykanie przygotowują się do wojny. Jednakże nikt nie potrafił wyjaśnić, z kim mieli walczyć i w jaki sposób. Żadna armia świata nie była w stanie stawić czoła takiej przeszkodzie, zwłaszcza że kontynent ten był niezamieszkaną przez ludzi pustynią.
Operacja „Wysoki Skok”
Wszystkie znaki wskazywały na to, że operacja „Wysoki Skok” miała znacznie większy zakres niż zwykła wyprawa badawcza. Przygotowania trwały ponad rok, zaangażowano ogromne siły, a atmosferę tajemnicy pogłębiał fakt, że w wyprawie uczestniczyła liczna grupa marynarzy i niezwykle duża flota samolotów, co było niezwykłe w przypadku wyprawy naukowej.
Wśród samolotów znajdowały się także C-47 Dakota wyposażone w najnowocześniejsze instrumenty: aparaty fotograficzne, kamery i magnetometry służące do wykrywania anomalii magnetycznych pod powierzchnią ziemi i w wodzie.
27 stycznia 1947 roku zespół uderzeniowy dotarł do wybrzeży Antarktydy i rozpoczął lotnicze badania kontynentu. Dużą uwagę zwrócono na należącą do Norwegii Ziemię Królowej Maud, która w przeszłości była roszczona sobie przez hitlerowskie Niemcy jako Nowa Szwabia.
Chociaż żaden kraj nie uznał niemieckich praw do tego obszaru, niemieckie roszczenia pozostały nieoficjalnie niewygaszone, co później dało początek fantastycznym spekulacjom i teoriom spiskowym o uciekinierach nazistowskich zakładających bazy na odkrytych przez Byrda terytoriach.
Na początku wszystko wydawało się iść zgodnie z planem, samoloty przeprowadzały dziesiątki lotów, a mapowanie ostatniej białej plamy na mapie ziemi wydawało się być kwestią najbliższych tygodni. Jednak nagle, zupełnie nieoczekiwanie, Byrd wydał rozkaz odwrotu.
Flotylla powróciła do Stanów w opłakanym stanie, stracono jeden niszczyciel, a znaczna część samolotów uległa zniszczeniu. Kilku dziesięciu marynarzy i oficerów zginęło, a los kilkunastu pozostawał nieznany.
Nikt nie wiedział, co tak naprawdę wydarzyło się u wybrzeży Antarktydy. Rząd utrzymywał prowadzone śledztwo w ścisłej tajemnicy. Po powrocie admirał Byrd wraz z dowództwem wyprawy zostali przesłuchani przez specjalną komisję Kongresu Stanów Zjednoczonych.
Chociaż informacje przekazane przez Byrda nie były publicznie dostępne, ostrzegał on rząd przed nową wojną. W swoich oświadczeniach mówił o obecności wroga, który może podróżować z bieguna na biegun z ogromną prędkością i który musi zostać powstrzymany.
Opisywał również odkryte przez siebie obszary Antarktydy, gdzie roślinność kwitła w wiecznym zielonym blasku, a ciepłe źródła ogrzewały otoczenie. Powtórzył w ten sposób swoje doniesienia sprzed kilkunastu lat, po powrocie z poprzedniej wyprawy.
Sukces pełen strat
Rząd stanowczo zaprzeczył rewelacjom admirała, uznając go za psychicznie niestabilnego i poddając przymusowemu leczeniu psychiatrycznemu. Podobnie jak po słynnej wyprawie Byrda sprzed kilkunastu lat, oficjalnie ogłoszono, że zeznania doświadczonego dowódcy są wynikiem załamania nerwowego i nie zasługują na poważne traktowanie.
Przedstawiciele rządu podjęli działania dezinformacyjne, by zmylić prasę i społeczeństwo. Nazwy jednostek uczestniczących w ekspedycji zostały zmienione, a informacje o stratach w ludziach i sprzęcie zostały zdementowane. Wyprawę ogłoszono sukcesem, twierdząc, że udało się sporządzić mapy lotnicze 1390 tysięcy kilometrów kwadratowych wybrzeża Antarktydy.
Wydano kilka oświadczeń, sugerując, że zginął tylko jeden człowiek, który zginął w wypadku samolotu. Wszyscy uczestnicy wyprawy zostali zobowiązani do zachowania tajemnicy pod groźbą sankcji.
Byrd był przesłuchiwany w obecności lekarza, a wszystkie jego wypowiedzi zostały przedstawione prezydentowi Stanów Zjednoczonych. Otrzymał rozkaz milczenia w imieniu ludzkości i pouczenie, że jako żołnierz musi słuchać rozkazów.
Przez lata pozostawał wierny swojej obietnicy, choć było to sprzeczne z jego własnymi moralnymi przekonaniami. W 1956 roku ukazał się dziennik Byrda, w którym opisał wydarzenia podczas jednego z lotów nad Antarktydą.
Choć autentyczność dziennika była wielokrotnie kwestionowana, a jego treść negowana, zawarte w nim informacje były szokujące. Sam Byrd zapisywał: „To wszystko przekracza wyobraźnię i mogłoby wydawać się szaleństwem, gdyby nie było prawdziwe”.
Tajemnica dziennika
Lot, który rozpoczął się 19 lutego 1947 roku o godzinie 6:10 czasu lokalnego, wydawał się być rutynowy przez pierwsze cztery godziny. Nagle jednak urządzenia pokładowe przestały działać, a pod samolotem, gdzie powinna być lodowa pustynia, ukazała się ogromna dolina porośnięta drzewami.
Ale to nie to było najbardziej niezwykłe. Niebo nad doliną nie oświetlało słońce. Byrd próbował opisać to, co widział, przez radio, ale połączenie zostało przerwane. Na łące, która rozciągała się w dolinie, pasły się stwory przypominające mamuty, a przed samolotem ukazało się miasto.
Nagle, tuż obok maszyny, pojawiły się dziwne pojazdy w kształcie dysków. Dakota przestała reagować na sterowanie, a przyrządy kontrolne straciły funkcje. W radiu odezwał się głos w języku angielskim z ledwo słyszalnym niemieckim akcentem: „Witamy, Admirale, w naszym królestwie (…). Proszę się uspokoić, jest pan pod naszą opieką”.
Samolot Byrda wylądował delikatnie na ziemi, załoga odczuła jedynie lekkie wstrząsy. Kilku mężczyzn wyszło na powitanie. Byli wysocy, o blond włosach. Zaprowadzili go do wnętrza jednego z budynków, gdzie jeden z nich rzekł: „Nie martw się, Admirale, Mistrz będzie z tobą…”.
Według „Tajemnego Dziennika Admirała Richarda E. Byrda (luty-marzec 1947)”, gdy stanęli przed Mistrzem, Byrd opisał go jako osobę o delikatnych rysach i twarzy naznaczonej upływem czasu.
Mistrz powitał go, mówiąc: „Admirale, dopuściliśmy cię do nas, ponieważ jesteś osobą szlachetną i dobrze znana na Powierzchni Świata”. Wyjaśniając, dodał: „Jesteś teraz w domenie Arian, w Wewnętrznym Świecie”.
Dalsza rozmowa dotyczyła istotnych kwestii dotyczących naszej cywilizacji i przebiegała w przyjaznej atmosferze. Mistrz pożegnał Byrda, nakazując mu powrót do swojego świata, by przekazać otrzymane wiadomości. Ostatnie słowa, jakie usłyszał Byrd, gdy wzbił się w powietrze, brzmiały: „Zostawiamy cię tu, Admirale, twoje urządzenia już działają. Do widzenia!”. I Byrd znalazł się ponownie nad lodową pustynią.
Co zdarzyło się podczas wyprawy?
Pierwsze wzmianki o „Tajemnym Dzienniku” Richarda Byrda pojawiły się w radiowym wywiadzie udzielonym przez jednego z jego kuzynów. Jednak gdy sprawa dziennika stała się głośna, rodzina admirała zaprzeczyła istnieniu takiego krewnego i twierdziła, że dziennik nigdy nie istniał.
Prawda o tym, co tak naprawdę wydarzyło się podczas wyprawy, pozostaje niejasna. Dlaczego Byrd nagle zarządził odwrót, a co spowodowało straty poniesione przez flotę, pozostaje zagadką. Jeszcze w trakcie powrotu do Stanów Zjednoczonych, 5 marca 1947 roku, Byrd udzielił wywiadu, który ukazał się w chilijskim dzienniku „El Mercurio”.
Admirał ostrzegł w nim Stany Zjednoczone przed możliwością ataku, apelując o gotowość armii do obrony przed „inwazją kraju przez wrogie obiekty latające startujące z rejonów arktycznych”.
Kolejną tajemnicą jest sam dziennik admirała. Mimo że celem operacji „High Jump” było badanie Antarktydy, Byrd w swoim dzienniku wyraźnie wspomina o locie badawczym w Arktyce, nad biegunem północnym. Trudno uwierzyć, że doświadczony badacz polarny mógł się pomylić w opisie miejsca wydarzeń.
Cokolwiek zdarzyło się w Antarktyce podczas tej tajemniczej wyprawy, skłoniło amerykańskie dowództwo do nagłego odwrotu. Jedyna osoba, która znała prawdę, zakończyła swój dziennik słowami: „Może to być jedyna nadzieja ludzkości. Ujrzałem prawdę, która mnie oświeciła i uwolniła! (…) bo ujrzałem tę krainę za biegunem, to centrum wielkiego nieznanego”.
W 1954 roku Komitet Połączonych Szefów Sztabów wydał rozkazy dotyczące kolejnej wojennej wyprawy na Antarktydę. Admirał Byrd został uznany za zdrowego psychicznie na rozkaz Eisenhowera i mianowany dowódcą tej wyprawy. Operacja otrzymała kryptonim „Deep Freeze” — „Głęboki Mróz”. Tym razem Amerykanie otwarcie przyznali, że jest to wyprawa wojenna, a nawet rozważano użycie broni jądrowej.
Operacja zakończyła się w 1957 roku, w którym to roku zmarł również admirał Byrd.