Share this post on:

Królowa Nocy.

© Copyright Krzysztof Dmowski 2005

Przeszukiwałem Internet szukając czegoś na zabicie nudy, choć nie wiedziałem jeszcze, co jest, ale byłem przekonany, że znajdę. Wszedłem na grupę dyskusyjną 1 i przeglądałem wymianę zdań. Ludzie przeważnie pisali o oczekiwaniu spotkania pięknej kobiety. Ich ograniczony sposób myślenia poruszył mnie do żywego, aż wreszcie wezbrała się we mnie cała złość, na sposób patrzenia na rzeczy ziemskie przez ludzi wcale nieznających życia. Jakby świat miały zamieszkiwać jedynie ludzie nieskazitelni pod względem urody. Nie zastanawiając się wiele napisałem:

Jako że jestem mężczyzną, wobec tego będę pisał z mojego punktu widzenia, bo są gusta i guściki, tak samo jak stołki i taborety, dlatego wyrażam jedynie swoje zdanie. Moim wymarzonym ideałem, przy wyborze partnerki na całe życie, nie jest piękna kobieta (nie żeby nie podobały mi się kobiety!), mam na myśli, że nie będę kierował się urodą, ni tym, czy moja wybranka będzie podobała się moim kolegom, czy komukolwiek. Bo jak od zawsze wiadomo nie miłuję się kogoś dlatego, że jest piękny, on staje się piękny, gdy ktoś go miłuje 2. Uroda, choć na początku ma jakieś znaczenie, z czasem ulatuje. Jestem przekonany, że większą wartością jest, żeby moja partnerka była osobą błyskotliwą, inspirującą. Taka, z którą będę miał wspólne tematy do rozmowy i podobne zainteresowania. Chociaż może się okazać wręcz przeciwnie i nie znaczy, że związek z tegoż powodu nie będzie udany.

Jeśli dziś, więc zastanawiacie się nad wyborem partnerki, weźcie pod uwagę, czego właściwie chcecie, przelotnego romansu, czy stałego związku? Jeśli dziś myślicie o pięknej partnerce, zastanówcie się, gdzie będzie jej uroda za dwadzieścia lat? Czy wtedy będziecie wspólnie siadać do kolacji? Czy będziecie iść ulicą trzymając się za rękę? Razem zasypiać i wstawać? Z czasem w waszym związku pojawią się dzieci. Ktoś będzie musiał dać im wzorzec, którym będą kierowały się w życiu. Jeśli nie będą miały przykładu na rodzicach, od kogo nauczą się miłości? Trudno nauczyć się czegoś, czego nigdy się nie widziało we własnym domu. Miłości nie widać, co nie znaczy, że jej nie ma. A przecież najpiękniejsze są rzeczy, właśnie te niewidoczne.

Miłość jest wielką sztuką akceptacji drugiej osoby i kompromisu (nie cierpię tego słowa!). Czyż nie jest tak, że każda kobieta jest piękna na swój sposób?

Książę z Bajki.

Rankiem następnego dnia znów wszedłem na tę samą grupę i… mój post wywołał ogromne zainteresowanie. Nie byłem w stanie przeczytać wszystkich komentarzy popierających mój sposób myślenia. Ale jakoś nikt do tej pory czegoś takiego nie napisał. Poczułem się silnie podbudowany i radość życia wróciła w moje serce. Okazało się, że każda z tych dziewczyn, które wyraziły swe zdanie, chciała ze mną rozmawiać!

Nie zdążyłem zebrać wszystkich myśli, ni wystarczająco poczuć się podekscytowanym, gdy w chwilę potem otrzymałem dźwięk z programu pocztowego, że jest do mnie nowa poczta. Otworzyłem skrzynkę i było w niej pięć e-maili od dziewczyn. Przeczytałem wszystkie z uwagą. Mówi się, że kobiety są właściwie rozwinięte w swoim wieku jako nastolatki. Zgodzę się z tym połowicznie, że faktycznie są rozwinięte, lecz jedynie fizycznie. Umysłowo bywają często, bo nie zawsze, bardzo niedojrzałe, zatem nie będę komentował pozostałych listów. Jednak szczególnie zainteresowała mnie treść listu od Królowej Nocy:

Drogi Książę z Bajki!

Twój post wywarł niesamowite wrażenie i… zrobił prawdziwą burzę mózgów na forum. Papier przyjmie wszystko, lecz niestety rzeczywistość nie zawsze jest aż tak piękna, jak tego oczekujemy, chociaż czasem chciałoby się włączyć pauzę… przewinąć pewne wydarzenia, a jednak świata nie da się zmienić. W życiu sami wybieramy aktorów do każdej sceny i jesteśmy autorem scenariusza, jednak zawsze coś w nim nie gra. Mało kto zadowolony jest z własnego filmu, bo nie każdy został stworzony na reżysera. Chociaż wszyscy pragną tego samego, jednak każdy ma inne wyobrażenie o miłości, oraz inny obraz szczęścia. Może i dobrze, bo inaczej wszyscy byśmy miłowali jednego człowieka.

Miłość jest pięknym uczuciem, ale niestety tylko ta trwała i tylko ta, w którą zarówno ja, jak i mój partner równie mocno się angażujemy, bo inaczej będzie tylko taką zwykłą grą, w której po jednej stronie chodzi o żeby wygrać, a po drugiej żeby nie przegrać. A przecież miłość jest wtedy, kiedy się kogoś miłuje nie wiedząc, za co. Wtedy, kiedy się coś daje nie oczekując niczego w zamian.

W tej sytuacji nie mogłem nie zwrócić uwagi na autorkę i nie widzę też potrzeby komentowania listu. Chociaż moja wyobraźnia zaczęła robić nieśmiały szkic jej osobowości, jeszcze było daleko, by go zakończyć i wiedzieć, jaka naprawdę jest Królowa Nocy. Szybko odpisałem na list i do wieczora czekałem na odpowiedź.

Pierwsze nasze rozmowy już wzbudziły we mnie podejrzenia, że nie jest osobą zwyczajną dziewczyna, ukrywająca się pod nickiem: Królowa Nocy. Mogła być facetem, starszą kobietą, osobą lubiącą żarty, choć niekoniecznie te smaczne. Zagubiona, uciekać przed rzeczywistością i przechodzić w stan, w którym sama układa swoje życie. Romantyczką, czy wręcz nimfomanką. Ale mogła też być zupełnie zwyczajną dziewczyną, jakie codziennie spotyka się na ulicy.

Nick jako pierwszy bodziec ukazuje nam obraz rozmówcy i używany jako imię z numerem, nigdy nie zwracał mojego zainteresowania, gdyż wolałem bajkowe zwroty ukazujące próbę kreatywności. Czego można się spodziewać po osobie o nicku: agnieszka128, czy kasia357? Nie myślę tu o tym, by kogokolwiek obrazić (ale wybaczcie!), wymyślenie oryginalnego nicka, niepowtarzalnego, potrafi zaciekawić. I nie jest dziecinne, co niektórzy sobie mogą pomyśleć. Nick może dużo powiedzieć o osobie, którą reprezentuje, czy ktoś rozrywkowy użyje imienia, jako nicka? Zaś Książę z bajki i Królowa nocy pasują do siebie jak ulał, dobrani jak na miarę. Natomiast numer 357 jest dobrym określeniem rewolweru magnum, lecz nie budzi zainteresowania, gdy został przypisany nickowi osoby. Co innego królowa nocy. Cała sprawa stworzyła podobieństwo do ubierania się. Przez lata nauki o kobietach zauważyłem, że dziewczyna, która nie potrafi się gustownie ubrać (nie mam na myśli drogich ciuchów!), jest źle odbierana przez innych. Podobnie jest z nickiem. Są może drobne szczególiki, ale mają ogromne znaczenie w stosunkach damsko-męskich. Chcąc się z kimś dobrze bawić oczekuję spontaniczności, do której trudno zaliczyć kasię357, czy agnieszkę128. Jedno należy uczciwie przyznać: na pewno kasia357 nie będzie tak wystrzałowa jak magnum 357. Jednak samo to, że moja nowa internetowa rozmówczyni nadała sobie nick oryginalny, sprawiła, że postanowiłem nawiązać z nią dłuższą znajomość.

Pragnąłem tej znajomości i od kilku tygodni komputer był moim najlepszym przyjacielem. Wyobraźnia kończyła dzieła kształtowania obrazu i czułem, że rozmawiam z dziewczyną wyśnioną, o podobnych oczekiwaniach i różnym charakterze.

Do czasu, kiedy odebrałem wiadomość od Królowej Nocy. Każda chwila spędzona przed komputerem dawała nową nadzieję i utwierdzała w przekonaniu, że warto żyć. A na myśli od razu przyszły mi słowa największego pisarza, jakiego ziemia nosiła, Aleksandra Dumasa:

Żyjcie! Któregoś dnia będziecie błogosławić życie.

Królowa Nocy była dobrym rozmówcą i stawała się coraz ciekawszą osobowością. Miałem wrażenie, że znam ją od lat, że zawsze przy mnie była. Inspirowała mnie na każdym kroku, każdą swoją wypowiedzią, zaczepną myślą i nie miałem wątpliwości w jej spontaniczność. Ukrywać się można przez dzień, dwa, a nawet tydzień, ale po miesiącu można już wyciągnąć jakieś wnioski.

Zacząłem wtedy mieć pewne wątpliwości, czy któraś moja znajoma, nie ukrywa się pod tym nickiem…, gdyż mieniła się kimś, o kim zawsze myślałem.

Nigdy nie proponowałem spotkania, gdyż obawiałem się, by wszystko nie prysło i nie zmieniło się w szczątki rozbitego lustra, gdzie każda drobinka staje się małym epitetem, którego nigdy nie będzie można złączyć w całość, chociaż bardzo pragnąłem ją spotkać. Spotkanie na żywo, może zerwać splecioną nić wspólnych zapatrywań i pasji. Na odległość można rozmawiać, snuć wizję osobowości i wszystko jest super. Zaś w czasie spotkania może przyjść rozczarowanie na widok rozmówczyni. Nawet wtedy, gdy każde z nas twierdziło wcześniej, że wygląd nie ma aż tak wielkiego znaczenia, jest jednak podstawą do zawierania znajomości. I ta pierwsza iskierka, myśl, która zrodzi się w głowie na widok tej osoby, tak różniącej się od nakreślonego w wyobraźni obrazu, może diametralnie odmienić oblicze naszej znajomości.

Poszedłem do dyskoteki. Stałem na sali, za konsolą i zamierzałem się pożegnać z DJ, gdy na horyzoncie pojawiła się szczupła, czarnowłosa dziewczyna. Włosy miała obcięte na wysokości ramion. Nosiła białą bluzkę bez rękawów, która swą obcisłością podkreślała wyraźnie odznaczające się piersi; dżinsową spódniczkę i buty na obcasie. W tej chwili przestałem żałować rozmowy z Królową Nocy i cała uwaga skupiła się na tej dziewczynie, na widok której serce mocno mi zabiło. Nie wiem dlaczego, skoro weszła w towarzystwie koleżanek, widziałem tylko ją.

Grupa kilku dziewczyn zdecydowanym krokiem podeszła do stolika, na którym rozłożony był sprzęt grający i wszystkie oddały DJ, swoje kurtki na przechowanie, wymieniając uśmiechy. Wywnioskowałem, że znają się pomiędzy sobą, lecz dotychczas nikt nie wpadł na pomysł prezentacji.

Efekty dyskotekowe oświetlały całą salę zmieniającą się gamą barw. Kolumny wydawały dźwięki, wprowadzając w drżenie szklanki na stolikach. Cała sala wirowała w oczach w mieszaninie kolorów i sztucznie wytwarzanego dymu.

Poczułem na sobie spojrzenie, które kazało mi się odwrócić. Spojrzałem na DJ, gdyż on wpatrywał się we mnie tak natarczywie, jakaś zmarszczka przebiegała jego czoło. Zdawał się nad czymś zastanawiać, a po chwili wskazał mi miejsce obok siebie.

Usiadłem, stuknęliśmy się szklankami z piwem.

— Czemu tak wodzisz za nią wzrokiem jakbyś nie mógł się pohamować? — zapytał, przekrzykując muzykę.

W odpowiedzi wzruszyłem tylko ramionami.

Więc moje zainteresowanie dziewczyną było zauważalne! Wcześniej tego nie wziąłem pod uwagę. Przypomniałem sobie natychmiast wszelkie swoje wcześniejsze porażki, spowodowane zbytnim okazywaniem zainteresowania nowopoznaną dziewczyną i… opamiętałem się. Jeśli ta znajomość miała stać się sukcesem, musiałem być zdecydowany, arogancki i nie okazywać żadnego zainteresowania. Jednak stanie pod ścianą i przyglądanie się dziewczynie, do takich zachowań nie należało. Tu mnie coś zgubiło, jakby moja wieloletnia nauka o kobietach poszła w las.

Po chwili znów przyłapałem się na tym, że przyglądam się dłoni dziewczyny obejmującą szklankę, jej długim smukłym palcom i pomalowanym na czerwono paznokciom.

Nie wiem, ile czasu upłynęło, pięć, dziesięć minut, a może kwadrans. DJ pociągnął mnie delikatnie za ubranie i poprowadził do dziewczyn stojących obok stolika nieopodal konsolety. Odbyła się prezentacja, z której zapamiętałem dwie rzeczy: że ona ma na imię Małgosia, oraz blask jej karmelowych oczu.

DJ Piotrek wrócił na swoje miejsce, a ja stwierdziłem, że ściana będzie stała nawet wtedy, gdy nie będę jej podpierał, toteż zostałem obok dziewczyn rozpoczynając zwyczajny monolog. Muzyka jednak grała za głośno i nie było możliwości na powiedzenie dowcipu, czy wesołej uwagi, a szczególnie kontynuowanie niekończącego się monologu.

Nagle DJ wymienił spojrzenie z Małgosią, a ona zwyczajnie podeszła do mnie i zapytała:

— Tańczysz?

Piotrek właśnie zagrał wolny kawałek.

Odwróciłem się do dziewczyny i splotłem dłonie na jej plecach, jednak ona położyła dłonie nie na mojej szyi, a na biodrach. Zastanawiałem się wtedy, czy moje zachowanie nie jest zbyt nachalne, ale zdałem sobie sprawę, że wyraża śmiałość.

Pierwszy raz nastąpiłem jej na nogę zasłuchany w jej opowieść o swoim codziennym życiu, co robiła i czego pragnęła. Zdała się tego nie zauważyć. Dalej kontynuowała swój monolog. Czułem ciepło jej ciała, oddech na szyi.

Za drugim razem, gdy nastąpiłem na jej but, spojrzała na mnie zaintrygowana, jakby próbowała znaleźć odpowiedź, na pytanie, czy jestem nieudanym tancerzem, czy zrobiłem specjalnie. Gorszym był fakt, że tego nie wiedziałem!

Podczas, gdy trzeci raz nadepnąłem na nogę partnerki, gotów byłem wyrwać się z objęć dziewczyny i uciekać zawstydzony, jednak opamiętałem się i posłałem jej cyniczny uśmiech.

Ziarno zostało zasiane! Teraz ona, jeśli przejawia jakieś zainteresowanie, musi wykonać kolejny krok. Za nic nie mogłem się narzucać.

Piosenka się skończyła, a ja pocałowałem jej dłoń. Nie odeszła i nie wróciła do koleżanek! Więc miałem już odpowiedni znak!

Przeszliśmy do tańczenia szybkich piosenek, w których nie potrafiłem się zagubić. W czasie obrotów prezentowałem jej wszelkie własne figury, jakich nauczyłem się przez lata. Tym, który najbardziej mi imponował, było trzymając partnerkę za dłonie przez cały czas, obracać ją ku sobie na trzy razy: pierwszy, pół obrotu w prawo i z powrotem w lewo, drugi nieco dalej posuwając w prawo, a za trzecim razem jej plecy przywarły do mojego brzucha, a skrzyżowane dłonie miała na piersiach. Szybki obrót kończył ewolucję.

Po kilku utworach wyszliśmy na zewnątrz, by ochłonąć. Staliśmy przez chwilę na ulicy rozmawiając o pierdołach. Podobało mi się, że żadne z nas nie wspominało o komputerach, Internecie i nie było obawy, że zamotam się, kiedy padnie jakieś pytanie związane z sympatią. Starałem się nie kłamać, bo kłamstwo zawsze wychodziło na jaw.

— Nie mam ochoty tam wracać — powiedziała nagle, mając na myśli dyskotekę.

W sumie też nie miałem ochoty wracać.

Zaczyna się test — pomyślałem. Ode mnie zależała przyszłość, o czym dobrze wiedziałem. Jeśli okażę w jakiś sposób niezdecydowanie lub co gorsze — natarczywość, będzie po naszym związku, a ona nie będzie miała czasu spotkać się ze mną więcej.

— Zatem mam pewien pomysł. Choć ze mną — zaproponowałem i pilotem otworzyłem drzwi samochodu.

Nie bawiłem się nigdy otwierając drzwi przed kobietą dlatego, że może było zbyt staromodne, albo dawało znak, iż ona jest ważniejsza ode mnie. Nawet jeśli była, za nic nie mogłem tego pokazać, chcąc zyskać jej szacunek. Dawno odeszły czasy, kiedy rodzice kojarzyli związki, a wraz z nimi odeszły pewne staromodne zachowania. Dziś szarmancja, czy skromność, bardziej wskazuje brak zdecydowania, niż kulturę. Niestety.

— Dokąd pójdziemy? — zapytała sadowiąc się na siedzeniu pasażera.

Musiałem szybko dać konkretną odpowiedź.

— Niespodzianka. Zaufaj mi.

Pojechałem nad popularny staw. Wyszliśmy z samochodu na parkingu i poszliśmy w stronę wody. Małgosia szła przodem w pewnym oddaleniu, dogoniłem ją i zdecydowałem: teraz albo nigdy! Idąc obok niej wziąłem ją za rękę. Nie sprzeciwiła się, nie cofnęła dłoni, wręcz przeciwnie, splotła swe palce z moimi. W milczeniu spacerowaliśmy wokół stawu. Nocą nie było nieśmiałych spojrzeń, mrok dodawał pewności siebie. Rozpocząłem rozmowę. Nie pozwoliłem jej, niczym redaktor prowadzący wywiad, na zbytnie zwierzanie się, dając często do zrozumienia, że niektóre opowiastki nie są dla mnie interesujące. Zaś sam opowiadałem wszystko, co chciałem, nawet wtedy, gdy przerywała. Była jak nieoszlifowany diament w moich rękach, a ja jak tygrys, który zwąchał swoje mięso. Mistrz i Małgorzata — kto był kim, dopiero się miało okazać.

Któryś raz okrążaliśmy staw, gdy nagle zapytała z przekąsem:

— Co robisz, że jesteś taki chudy?

Przybrałem poważną minę.

— Odsysają mi tłuszcz wargami — odrzekłem przypomniawszy sobie kwestię Toma Seleka z filmu Jej alibi. — I wcale nie jestem chudy, a jedynie szczupły!

Zachichotała.

Kobieta rozweselona — kobieta zdobyta! A mnie udało się już któryś raz z kolei ją rozbawić. Zdawało mi się, że zdobyłem jej zaufanie. Jednakże przetrwanie gatunku uzależnione jest od seksu, tylko krążyło po mojej głowie. Na ten krok było jeszcze za wcześnie, jeśli właściwie oceniłem dziewczynę przez czas naszej znajomości.

Zatrzymaliśmy się na moście i oparci o barierkę spoglądaliśmy na wodę. Dotarło do mnie wreszcie, że przyszedł najwyższy czas, na kolejny — decydujący krok. Nie przyszedłem tu jedynie rozmawiać o dzieciństwie i ukrytych talentach! Objąłem ją ręką, a Małgosia jakby wyraźnie na czekała, wyprostowała się. Wtedy obejmując oboma dłońmi przytuliłem do siebie. Musnąłem ustami jej wargi, a wtedy ona swe dłonie splotła na mojej szyi. Kolejny pocałunek był już o wiele poważniejszy.

Małgosia okazała się przyjemną dziewczyną, z którą miło spędzałem czas. Łatwo wyrażała myśli, niczego i nikogo nie krytykowała, natomiast jej riposta na każdy mój żart bardzo mi imponowała. Wciąż starałem się zdobyć zaufanie do mojej osoby. Nie wyglądała na dziewczynę, która przyszła do dyskoteki w poszukiwaniu przygodnego seksu. Niemniej jednak czasem wystarczył rzut okiem, a dziewczyna miała w sobie osobliwe coś, czego określić nie potrafię, że od razu dostrzegałem taki szczegół niewidoczny ludzkim okiem, trudny do wyjaśnienia, który o wszystkim decydował. Nikt nie potrafi wyjaśnić, dlaczego czujemy, kiedy ktoś z tyłu nas obserwuje i czując jego spojrzenie, coś każe nam się odwrócić. Tego doświadczył każdy człowiek, ale nikt nie umie wyjaśnić. Skoro czegoś nie da się wyjaśnić, a nauka milczy — nie jest jeszcze dowodem, że nie istnieje.

Małgosia miała coś, co stwarzało bezgraniczny kredyt zaufania, co czyniło ją osobą wyjątkową. Nie ze względu na samą urodę, lecz z powodu bogatego wewnętrznego piękna.

Po nocy spędzonej z dziewczyną na spacerowaniu wokół wody, gdzie tylko noc była świadkiem naszej namiętności, pochwaliłem się Królowej, że poznałem fantastyczną dziewczynę, która robi jej konkurencję. Ona odpowiedziała, mi w sposób podobny, lecz wtedy uważałem, że twierdzi tak mi na złość.

Jeden z kolejnych listów, odebrałem jak ripostę na informację o Małgosi, nieco mnie podrażnił:

Zapewne wielu rzeczy nie powiedziałabym wprost. Przez e-mail łatwiej wyrażać swe uczucia, bo nie widzę w nieznajomym rozmówcy gotowego łapać mnie za każde słowo, lecz kogoś, kto mnie rozumie i chce rozmawiać ze mną, a nie z tą czarnulką z okrągłym tyłkiem. Jesteś zainteresowany właśnie mną, a opuszcza granice zaufania i sprawia, że czuje się bardzo rozluźniona, niczym nieskrępowana. Zawsze marzyłam o przeżyciu takiej (może przygoda złe słowo, bo myślałam o czymś stałym) … jak zdarzyło się w filmie „Masz wiadomość” i spełniło się marzenie. Niemniej jednak życie niesie takie nieprzewidywalne zdarzenia, które mógłby zmienić naszą nić sympatii w coś o wiele straszniejszego.

Nie wiem, co sprawia, że poszukuje twojej osobowości w innych chłopakach…

Moje nerwy osiągnęły kres wytrzymałości w czasie czytania tej wiadomości. Z każdym kolejnym słowem krew zaczynała krążyć o wiele szybciej. Okazując złość na Królową Nocy zacząłem sprawiać sobie przyjemność myśleniem o dostępnej, namacalnej Małgosi, której uśmiech i spojrzenie były jak pobudzająca pieszczota.

Zaraz opanowałem się. Przecież także miałem swoją odskocznię! Coś niby wspomniałem w e-mailu, o dziewczynie, z którą się spotykam, ale nie pisałem nic więcej, zdając sobie sprawę, iż krytyka jest jedynie przypisywaniem innym ludziom swoich wad. Pisząc do dziewczyny w Internecie, o tym, co wkurza mnie w realu, ona przy spotkaniu na pewno pamiętałaby o tym. Na temat dziewczyny, z którą się spotykam Królowa mi napisała, że moja realna znajoma jest szczęściarą i ucięła temat!

Siedziałem przy stoliku naprzeciwko Małgosi i rozmawialiśmy po naszemu, ze sztuczną złośliwością przejawiającą cynizm. I nie wiem, czy był na świecie człowiek szczęśliwszy ode mnie!

Do baru weszło sześciu ludzi w wieku 20-25 lat. Zatrzymali się przy wejściu, przez chwilę coś omawiali, a następnie ruszyli do naszego stolika. Najroślejszy, a zarazem odznaczający się budową fizyczną, chwycił mnie za ubranie na piersi i uniósł do góry. Krzesło, na którym siedziałem z trzaskiem przewróciło się na podłogę. Małgosia gwałtownie wstała, jakby zamierzała protestować. Tymczasem osiłek rzucił mnie w ramiona swoich kolegów, a ci schwycili mnie w locie i wtedy jeden z nich wycedził przez zęby:

— Książę z Bajki!

Kątem oka widziałem wyraz twarzy Małgosi, gdy usłyszała mojego nicka. Oczy zrobiły jej się okrągłe ze zdziwienia, a mnie przeszyło lodowate spojrzenie. I o ile wcześniej zamierzała jakoś protestować, teraz stała jak zamurowana.

Całe zdarzenie nie trwało więcej, niż pięć sekund, bo zaraz zostałem wyniesiony z lokalu i jak worek rzucony na ziemię. Poczułem kilka kopniaków na swym ciele, a po chwili rozległ się tupot kroków i przestano mnie kopać. Usłyszałem charakterystyczne trzaski mordobicia.

Powoli stanąłem na nogach i spróbowałem szybko ustalić, co się w ogóle dzieje. W bijących się rozpoznałem czterech moich kolegów, którzy z powodzeniem radzili sobie z przeciwnikami. Domyśliłem się, że chłopaki szli do ulubionej knajpy, czyli tej, z której mnie wyciągnięto. Niekoniecznie musieli mnie rozpoznać, bo zawsze gotowi byli nieść pomoc każdemu, jeśli przy tym można się było rozerwać, choć nie zawsze stawali po właściwej stronie.

Aktywnie włączyłem się do potyczki, która nie trwała długo, bowiem napastnicy rzucili się do ucieczki. Wskoczyli do samochodu stojącego na parkingu i pozamykali drzwi od środka. Podskoczyliśmy do samochodu, waliliśmy pięściami w szyby i kopaliśmy w blachę, aż tamci nie odjechali z piskiem opon.

Było po wszystkim.

— Czego od ciebie chcieli? — zapytał kolega DJ, który pośród znajomych przybiegł mi z pomocą.

Nie wiedziałem. Jednak odpowiedź znalazłem po chwili, gdy wracając do baru, na chodniku w miejscu potyczki zauważyłem leżący portfel. Podniosłem go i przeszukałem zawartość. W jednej z przegródek pomiędzy złożonymi w ćwiartkę kartkami papieru, był banknot dwadzieścia złotych, a w kolejnej znalazłem dowód osobisty. Dowiedziałem się wówczas, iż był to tylko niezadowolony kontrahent z internetowej aukcji.

Wrzuciłem portfel do kosza na śmieci.

Małgosia!

Rzuciłem się biegiem do baru. Goście oglądający przedstawienie właśnie wracali na swoje miejsca, lecz Małgosi nie było na sali. Wybiegłem na ulicę, ale tam w świetle latarni widziałem jedynie puste ulice.

Przez cały tydzień nie miałem wiadomości od Królowej Nocy. Małgosia nie odbierała moich telefonów.

Miałem dziwne wrażenie, że coś się skończyło, albo nie jestem tu, gdzie powinienem być.

Dla Małgosi byłem właściwie do wszystkich nastawionym człowiekiem. Kiedyś nawet powiedziała: kłopoty nie twoja specjalność. Bóg jeden wie, co mogła pomyśleć widząc mnie wynoszonego przez napastników w czasie randki?! Tu wszystko było w miarę jasne, ale dlaczego Królowa Nocy przestała do mnie pisać? Tego nie rozumiałem, choć przyczyn mogło być sto: może poznała kogoś bardziej interesującego (niemożliwe!); może zdechł jej komputer; operator mógł mieć problem z łączem.

Nie wiem, której brakowało mi bardziej. Kiedy już poznałem smak nadmiernego, aczkolwiek zasłużonego szczęścia, moja arogancja została ukarana. Duma boleśnie została ugodzona w najokrutniejszy sposób.

Musiałem znaleźć konsensus w całej tej sprawie. Usiadłem w fotelu i postanowiłem się uspokoić, wyciszyć. Miłość i zło dotykają bogatych i biednych, dumnych i pokornych, prawych i nieuczciwych. Jednak istnieje powód, dla którego tak się dzieje. Dlaczego straciłem dwie dziewczyny i obie na raz? Tego nie byłem w stanie ustalić.

— Ale co mnie wszystko obchodzi?! — zerwałem się z fotela.

Miałem w zasięgu ręki dwie intrygujące kobiety i… jestem sam!

— Cholera! — walnąłem pięścią w ścianę.

Ściana nie ustąpiła, a ręka rozbolała. Zająłem się rozmasowywaniem dłoni.

Tak właśnie było, tylko… miłowałem w ten sposób dwie: Królową Nocy i Małgosię. Czy tak można? A może był znak, który musiałem właściwie zrozumieć? Mogła być warta uwagi ważna wskazówka, teraz jest Małgosia i Królowa Nocy!

Czy Królowa Nocy miała na imię: Małgosia? Cholera! Nie mogę tego wykluczyć!

Jeśli tak się sprawy miały, dobrze, że niewiele mówiłem jednej o drugiej. Wydaje się banalne i nie wytłumaczalne w żaden sposób, a jednak możliwe!

Wyszedłem z domu, wsiadłem do samochodu i pojechałem na rekonesans po mieście. Krążyłem ulicami, bez żadnego celu. Zatrzymałem się obok parku i patrzyłem na bawiące się dzieci, obok ławek, na których siedzieli rodzice lub opiekunowie; na ludzi karmiących łabędzie, które jakby całkiem oswojone niemalże jadły im z ręki. Inni rozmawiali spacerując alejkami, ale Małgosi tu nie było…

Miałem ochotę się napić, lecz za piwem nie przepadałem, natomiast wódki nie pijałem samotnie. Wróciłem do mieszkania, gdyż nie spotkałem nikogo, z kim mógłbym się napić. Zrobiłem kolejną kawę, chodziłem ze szklanką po mieszkaniu, nie mogąc usiedzieć chwili na miejscu, jakby siedzenie parzyło w cztery litery.

Nagle odezwał się sygnał z komputera, który bez względu na porę dnia był zawsze włączony. Program pocztowy odebrał wiadomość. Pragnąłem ze wszystkich sił, by pochodziła ona od mojej Królowej! Jak zawsze w takiej chwili przed oczyma miałem opowieść biblijną, kiedy Jezus nakazał drzewu oliwnemu uschnąć, ukazując w ten sposób siłę wiary. Uwierz, a się stanie!

Niecierpliwą dłonią otworzyłem program pocztowy. Wśród kilkunastu nieprzeczytanych wiadomości była jedna z nagłówkiem Królowa Nocy! Nie wiem, czy wiadomość przyszła przed chwilą, czy przed godziną. I tak nie miało najmniejszego znaczenia.

Otworzyłem list i siedziałem wpatrzony w monitor jak sroka w gnat:

Mogłam przewidzieć, że się tak skończy… Spotykałam się jakby z dwoma różnymi facetami: jeden był na jawie, a drugi w Internecie. Tak mało o sobie wiemy widując się, na co dzień… Rozmawiamy, a tak mało wiemy…

Dużo o wszystkim myślałam. Czułam się oszukana, kiedy zostałeś wyprowadzony z baru.

Musimy porozmawiać.

O szesnastej, tam gdzie zawsze…

Małgosia.

Więc jednak Królowa Nocy była Małgosią!

Wybiegłem z domu, wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem na spotkanie. Promieniałem szczęściem i całkowicie zapomniałem o przepisach drogowych. Za późno spostrzegłem tego Tir-a. Nie zdążyłem nawet zadać pytania, niczym naturalna blondynka: skąd on się tu wziął? Nastąpił pisk hamulców i głośny huk…

— Wszystko w porządku…? Nic ci się nie stało? — słyszałem zaniepokojony głos Małgosi w słuchawce.

Zaniepokoił ją mój stan

— Jestem ze stali… Niby operacja składania mojej ręki trwała chyba ze cztery godziny, w czasie, których bajerowałem pięknooką panią anestezjolog.

— …ale… co się stało? Gdzie jesteś…?

— W szpitalu!

— Tyle już wiem. Po oględzinach wraka samochodu… miałam najgorsze obawy. Czekałam wtedy na ciebie w barze przez godzinę, a ty się nie pojawiłeś. Ludzie, którzy wchodzili do baru głośno mówili o wypadku… Mogę cię odwiedzić?

Tak. Tego oczekiwałem, i kto rządzi w naszym związku?! Kto jest mistrzem w moim poemacie życia?

— Nie wiem. Jeśli umrę w szpitalu… wolę, abyś zapamiętała mnie takiego, jakim byłem wcześniej. Teraz jestem poobijany, a moja twarz przejawia na sobie wszystkie kolory tęczy i…

— Przestań! — zawołała zrozpaczona.

— Więc prawda! — potwierdziłem swoje myśli. — Zależy ci na mnie!

Przez chwilę słyszałem jej oddech w słuchawce.

— Wcale mi nie zależy — odrzekła już kontrolując emocje.

— Dobra, przychodź, bo tu zwariuję! Czekam.

Rozłączyłem się pierwszy, jak każdy przyzwoity mężczyzna, który nie chce, by rzuciła go dziewczyna.

Małgosia zjawiła się zdyszana, po piętnastu minutach. Na mój widok uśmiechnęła się szelmowsko.

— Czekałeś? — zapytała bez cienia troski w głosie.

— Tak. Wiem o tym! — odrzekłem poważnie, a w tym momencie uwagę moją przykuły kwiaty w ręku Małgosi, lecz wróciłem do czytania książki, którą trzymałem w rękach. Nagle jak wyrwany ze snu rzuciłem wzrokiem na dziewczynę:

— Po co przyniosłaś te kwiaty? Przecież jeszcze żyję!

— Daj spokój!

Małgosia zaczęła wyjmować z torby żywność i owoce.

— Dlaczego dźwigałaś taką ciężką torbę? Trzeba było iść dwa razy!

W odpowiedzi spojrzała na mnie swoimi błyszczącymi migdałkami.

— Zrobiłam dla ciebie pierogi…

— W piętnaście minut?

— Od wczoraj się wybierałam, ale ty musiałeś zadzwonić pierwszy!

Obłudnica! Chciała poznać moje prawdziwe zamiary! Przejrzała mnie!

— A gdybym nie żył?

— Jak widzisz przyniosłam kwiaty… na wszelki wypadek.

Prowokatorka!

Doświadczyłem już miłości, zdrady, przez lata pogoni w celu znalezienia życiowej partnerki, lecz nie widziałem w tym powodu do zaprzestania poszukiwań, mojej drugiej połówki. I chociaż moje zaufanie w tej kwestii do Małgosi zostały starannie zakamuflowane pod maską cynizmu.

Małgosia przestała mnie odwiedzać w szpitalu, a kiedy wyszedłem, zaproponowała spotkanie. Umówiliśmy się w klubie. Siedzieliśmy przy stoliku naprzeciwko siebie. Coś wyraźnie było nie tak.

— Faceci, którzy wtedy zamierzali mi lanie spuścić… twoi znajomi? — zapytałem.

— Widziałam ich po raz pierwszy.

— Jeden z nich miał twoje zdjęcie w portfelu.

Małgosię zatkało. Rozpłakała się, a po kilku minutach wytarła łzy i szlochając wyjaśniła:

— Okłamałam cię. Jestem mężatką, chociaż chcę się rozwieść. Mój mąż nie chce dać mi rozwodu. On najął tych ludzi, żeby ciebie pobili, bo zapewne przeglądał nasze rozmowy w komputerze.

I tak zakończył się mój romans. Gdzie jest moje szczęście? Dlaczego wciąż nie mogę znaleźć partnerki? Czyżby okazało się, że nie możemy wpływać na co nas czeka, a mimo wszystko mój czas jeszcze nie nadszedł? Mimo tego, że być może znalazłem najwłaściwszą dla siebie partnerkę, o której wiedziałem tyle ile chciała mi powiedzieć, nabrałem o niej własnego wyobrażenia, nie potrafiłem zrozumieć ukrywania prawdy przede mną. Świat na tym się nie kończy.

1 Grupy dyskusyjne w owym czasie były jedyną możliwością ogólnego kontaktu. Nie było nawet gg.

2 M. Sandemo

Krzysztof Dmowski na Lubimy czytać:

One Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *