Share this post on:

Scena z udziałem Kastela Jewaunta tytułowego bohatera trylogii (kopia tekstu).

Kastel Jewaunt został sam gdzieś poza granicami wszechświatów, poza nicością, odcięty od ludzi, bogów, materii i nadziei. Jego próby odnalezie-nia w swoim umyśle choćby najmniejszej podpowiedzi, która pozwoliłaby mu na działanie, spełzły na niczym. Gdzieś głęboko w jego podświadomo-ści tliła się wciąż mała iskierka niczym nieuzasadnionej nadziei, że nie zostanie tu na zawsze. Najgorsza była tęsknota za Planetą, za Bibianą, za Brendalem i wszystkim tym, czego doświadczył jako człowiek. Przypo-minał sobie sceny ze swojego życia, powtarzając je w kółko w swojej świa-domości. W końcu stwierdził, że to mu nie pomaga, przeciwnie powoduje smutek i wzmaga tęsknotę. Przypomniał sobie muzykę Bellahonny i za-uważył, że działa kojąco na jego umysł. Wyizolował z tej muzyki dźwięki pochodzące z różnych znanych i nieznanych mu instrumentów. Tym, których nie znał nadał nazwy i zaczął komponować swoje własne dzieła. Skomponował tysiące pieśni, setki symfonii i koncertów na poszczególne instrumenty. Niema pieśń jego matki stała się częścią wielu jego kompo-zycji. Dzięki swojemu doskonałemu umysłowi Król Myśli mógł oddać się rozkoszy słuchania muzyki, która brzmiała teraz w jego umyśle sprawiając, że zapominał o swym nieszczęsnym położeniu. Mijały lata, wieki, tysiące, setki, miliony lat. Król Myśli zaabsorbowany muzyką nawet tego nie zauważył. Muzyka tak go pochłonęła, że nie zwracał uwagi na to, co dzieje się wokół niego. Znajdował się tak daleko od wszystkiego, w ogromnej nieprzebranej pustce, w której poza nim samym nie było zupełnie nic. Nie było ciepła ani zimna, nie było światła ani ciemności. Kastel Jewaunt czuł się tu jak w grobie. Ten grób był jednak pełen życia, wspomnień, marzeń, tęsknoty, a także pełen dźwięków, które coraz radośniej wbrew wszyst-kiemu w nim brzmiały. To właśnie dzięki dźwiękom Król Myśli zoriento-wał się, że coś się dzieje. Słuchał właśnie koncertu na oboje, skrzypce i fortepian, gdy nagle coś zakłóciło jego kompozycję. Jakiś obcy wrogo brzmiący dźwięk w postaci fali, zakłócił melodię. Kastel wyrwał się natych-miast z głębokiego transu i rozejrzał dookoła. Nie miał pojęcia, z której strony nadleciała fala dźwiękowa, nie miał nawet pojęcia po czym dolecia-ła, co było jej nośnikiem w tej próżni, ale był pewny, że coś usłyszał. Zaniepokoiło go to. Porzucił muzykę i zaczął rozglądać się dookoła ponownie. W końcu dostrzegł w dali malutką, maciupeńką mniejszą od atomu iskierkę, która rozbłysła na chwilę, po czym zgasła. Zaraz po niej pojawiły się kolejne iskierki, ledwie dostrzegalne, mogące być wytworem wyobraźni. Był pewien, że nim nie są, domyślił się czym są naprawdę. Dźwięki, które pojawiły się jakiś czas później utwierdziły go w przekonaniu, że iskierki, które dostrzegł, były niczym innym, jak eksplozjami wszechświatów. Stało się najgorsze, wszystko przestało istnieć, uległo zniszczeniu. Zniknęło życie, zniknęła materia, poumierali bogowie. On jednak żył i co ciekawe, wraz ze zniknięciem wszechświatów zniknęła też tęsknota, zniknęły ból i smutek. Kastel Jewaunt poczuł się dobrze, opanowała go euforia, był szczęśliwy, wszechpotężny, wszechwładny, wszechmocny, był … bogiem. Wszystko, co do tej pory się wydarzyło nie miało już znaczenia. Wiedza, którą posiadł lustrując umysł Bellahonny, była wiedzą z każdej dziedziny. Kastel znał więc oprócz muzyki także fizykę, matematykę, chemię, biologię, astronomię i inne dziedziny nauki jego wiedza była kompletna. Nie myśląc długo doszedł do wniosku, że w oparciu o wiedzę z dziedziny fal, przy wykorzystaniu energii, którą dysponował, potrafi stworzyć materię. Na początek stworzył najprostszy atom. Składał się on z jądra atomowego, w skład, którego wchodził proton i neutron oraz krążący wokół nich elektron. Kastel już po chwili zorientował się, że choć atom jest malutki, on jako jego stwórca może oglądać go w niebywałym powiększeniu. Eksperymentując w ten sposób sprawił, że jako widz stał się istotą tak malutką, która widziała atom jako twór mający wielkość Wszechświata. Wykonał wiele tego typu doświadczeń, stwarzając mnóstwo różnych atomów i cząstek. Dopiero po czasie zorientował się, że jeszcze nie tak dawno miał kłopot z poruszaniem się, co jak pamiętał było jego wielkim problemem.
W świecie przez siebie stworzonym, poruszał się bez ograniczeń. Przestał się przejmować tym co było, zapomniał o wszystkim. Jego boski umysł wyparł dawną niedoskonałość. Jego osobowość uległa zmianie na skutek tego, kim teraz się stał. Kastel Jewaunt zafascynował się swoimi obecnymi możliwościami. Materia nieożywiona, którą tworzył i z pasją na niej eksperymentował, miała wszakże jedną wadę, była martwa i w związku z tym nie zapewniała mu towarzystwa. Kastel Jewaunt już przez mgłę przypomniał sobie Bibianę. Ujrzawszy ją w myślach doszedł do wniosku, że miło byłoby z kimś takim porozmawiać. Wspominając Bibianę przypomniał sobie, skąd ta istota pochodziła. Odnalazł w swoich dawnych wspomnieniach Planetę Zaziantego i ludzi ją zamieszkujących. Postanowił, że stworzy sobie taki świat, świat podobny do tego, z którego pochodził. W tym celu porzucił swoje dzieła, dla pewności zniszczył je w obawie, że któreś z nich na skutek jego jeszcze nieprzemyślanych działań, mogło być wadliwe, a nawet szkodliwe dla tego, co chciał stworzyć. Zaczął projektować swój świat. Eksperymentował szukając różnych rozwiązań. Próbując stworzyć białko, będące budulcem żywych organizmów potrzebował dużo czasu. Cząstki składowe białka były skomplikowane, a ich struktura tak różnorodna, że nie miał pojęcia czym zakończy się eksperyment. Zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, zaczął poruszać się w czasie, dzięki czemu mógł z łatwością sprawdzać jaki jest końcowy efekt jego doświadczeń. Władza nad czasem była dla niego, dla boga jakim się stał, czymś naturalnym, czymś oczywistym, zwykłą czynnością, prostym narzędziem ułatwiającym pracę. Poruszał się teraz dowolnie zarówno w czasie jak i przestrzeni.

Wtedy to się stało!

— „do końca pozostań takim, jakim cię stworzyłem, cokolwiek się wydarzy!” — usłyszał głos. Początkowo nie mógł skojarzyć tego głosu z niczym i z nikim. Polecenie wydane mu przez kogoś, o kim już zapomniał, wydało mu się bezsensowne i bez znaczenia. Zignorował je i doprowadził projekt swojego świata, do momentu, w którym musiał zdecydować jak będą wyglądać jego stworzenia. Zupełnie nieoczekiwanie przed jego oczami pojawiła się Bibiana. Kastel Jewaunt uświadomił sobie, że była ona najpiękniejszą istotą, którą widział kiedykolwiek. W tym momencie dotarło do niego, że ją znał, że rozmawiał z nią, dotykał jej, kochał ją.

— Właśnie taką sobie stworzę — pomyślał.

— „do końca pozostań takim, jakim cię stworzyłem, cokolwiek się wydarzy!” — usłyszał ponownie i znieruchomiał.

Kup trylogię „Król Myśli” https://marfish.pl/sklep/ >>>

Zobacz, co czytelnicy napisali o trylogii „Król Mysli” >>>

Kup trylogię „Król Myśli” https://marfish.pl/sklep/ >>>

Zobacz, co czytelnicy napisali o trylogii „Król Mysli” >>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *