Niekompletny opis bohatera trylogii (kopia tekstu).
Zazianty jeszcze jako absolut, wypełniał swoją osobą całą czasoprzestrzeń. Nie miał ani początku, ani przyczyny. Był wszechmocny i samowystarczalny. W tym stanie posiadał wiele osobowości często sprzecznych ze sobą, toczących wzajemne dysputy i spory. Będąc częścią, czy raczej całością tej wysoce skomplikowanej osoby, obserwując samego siebie, z upływem czasu coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że ten jego stan nie może trwać wiecznie. Różnice zdań, odmienne postawy, wyrzuty sumienia z powodu dokonanego kiedyś w przeszłości wyboru, a co za tym idzie kłótnie, do jakich dochodziło wewnątrz niego samego, doprowadzały go do coraz większych rozterek, a nawet stanów depresyjnych. Skutkiem tego absolut wraz z upływem kolejnych eonów coraz bardziej tracił kontrolę nad sobą samym. Był zarówno dobrem, jak i złem, cechował się mądrością i głupotą, był honorowy, a jednocześnie skompromitowany, był WSZYSTKIM. I to WSZYSTKO coraz bardziej go uwierało, coraz mocniej mu przeszkadzało, aż w końcu doprowadziło do głębszych przemyśleń. Te z kolei skłoniły go do rozważań nad przeróżnymi projektami, których nigdy nie zrealizował, a które stanowiły początek pewnej wizji, nabierającej coraz bardziej realnych kształtów, stając się w efekcie coraz bardziej atrakcyjną. Zazianty miał czas, był jego panem, nie musiał się spieszyć. Trwał w tym stanie bardzo, bardzo długo. Raz bywał szczęśliwy, innym razem smutny i zrozpaczony. Wszystko to powtarzało się nieskończoną ilość razy i choć kolejność zdarzeń nigdy nie była taka sama, to dla absolutu nic nie było zaskoczeniem. Wszystko było przewidywalne, a ta przewidywalność niemiłosiernie go nudziła. W tym czasie Zazianty z coraz większym zapałem oddawał się swojej wizji; wizji świata pełnego życia, różnorodności form żywych, a co za tym idzie świata ciekawego, nieprzewidywalnego, który można opisać wszystkimi antonimami pojęcia nuda, będącej dla Zaziantego największym utrapieniem. Eony mijały, wizja stawała się coraz bardziej wyrazista i co ważniejsze przestała w pewnym momencie być jedynie marzeniem. Stała się celem. Kiedy wszystko zostało dokładnie przemyślane i zaprojektowane Zazianty zaczął szukać bezpiecznego dla samego siebie sposobu dotarcia do obranego celu. Jego opracowanie pochłonęło kilka kolejnych eonów, a potem nastąpiła wielka eksplozja i od tej chwili nic już nie było takie jak przedtem. Przestrzeń wypełniła się bogami, rozpoczął się proces, który niektórzy później mylili z chaosem, a który był w rzeczywistości uporządkowanym i dobrze zorganizowanym placem budowy niezliczonej ilości wszechświatów wchodzących w skład Wymiaru Zaziantego, zwanego też mylnie Wszechświatem Zaziantego. Mylnie, bo Wszechświat Zaziantego wchodził w skład wielu wszechświatów, stworzonych przez bogów stwórców, będących małą częścią społeczności wielu milionów rodzajów bogów, którzy mieli swój początek w Zaziantym. Świat materialny, w którym bogowie stwórcy tworzyli swoje wszechświaty, to ogromna przestrzeń, której rozmiarów nie sposób określić, posługując się wymyślonymi przez ludzi i przez ludzi rozumianymi systemami miar, opartymi przy wielkościach kosmicznych, na prędkości światła. Świat materialny zajmuje ułamek procenta całej przestrzeni zwanej Wymiarem Zaziantego. Pozostałą jej część wypełniają siedliska bogów, wśród których jedni są samotnikami, a inni żyją w skupiskach. Całość tego Wymiaru otacza niekończąca się pustka, będąca nieprzekraczalną granicą z innymi wymiarami. Mówienie o samotności absolutu jest pomyleniem pojęć. Absolut niemający początku ani przyczyny, istniejący od zawsze i niepotrzebujący do swojego istnienia żadnych zewnętrznych czynników, jest istotą tak doskonałą i tak złożoną, że nie są mu potrzebne żadne inne osoby. Absolut jest w stanie sam ze sobą prowadzić zażyłe konwersacje, spory, wymiany poglądów i koncepcji. Sam siebie potrafi otoczyć miłością, samego siebie nagrodzić, zganić, skarcić, pocieszyć, zaciekawić i zmotywować do nowych wyzwań. Absolut jest pod każdym względem samowystarczalny i nic nie jest w stanie tego zmienić. W przypadku Zaziantego miało miejsce coś więcej. Trudno powiedzieć, czy był to skutek jego zalety, czy wady. Zazianty bowiem dość często wpadał w konflikt z sobą samym. Coś w nim jemu samemu nie do końca odpowiadało. Zastanawiał się nad tym często, rozważał wszystkie możliwości i doszedł do wniosku, że jego doskonały byt ma w sobie nadmiar miłości. Wytworzyła się ona po tym, jak okazał jej brak względem kogoś, kogo powinien otoczyć miłością najdoskonalszą. Ponieważ jako absolut był osobą doskonałą, jego nadmiar miłości zrównoważony był także nadmiarem nienawiści. Decyzję o podzieleniu się samym sobą ze stworzeniami, czyli bogami, którzy na skutek tego podziału powstaną. Zazianty podejmował odstawiając nienawiść w najgłębsze zakamarki swojego umysłu. Skutkiem tego była miłość, jaką stwórca obdarował wszystkich bogów. Nienawiść, którą w tym procesie od siebie odrzucił, nie mogła jednak zniknąć bez śladu. Część bogów wchłonęła ją w siebie, podobnie jak inne negatywne cechy swojego stwórcy. Dzięki temu świat bogów był różnorodny, a to bardzo podobało się jego stwórcy. Swoim szczęściem stwórca postanowił podzielić się z istotami, które miał zamiar stworzyć w dalszej kolejności. Podczas stwarzania bogów Zazianty świadomie kreował ich rodzaje, wykorzystując w tym celu swoje wcześniej istniejące osobistości, składające się na jego doskonale duchowe ciało absolutu. Jedna z tych osobowości od jakiegoś czasu była dla Zaziantego wyimaginowanym przyjacielem, ściślej mówiąc przyjaciółką.