Share this post on:

Scena z udziałem Bellahonny bohaterki trylogii (kopia tekstu).

Bellahonna, która obserwowała Zaziantego, jego zachowanie, jego reakcję na widok pięknej istoty, poczuła w sobie coś, z czym spotkała się po raz pierwszy w swoim życiu i z czym nie potrafiła sobie
w żaden sposób poradzić. Piękna i mądra bogini poczuła się zazdrosna i odtrącona. Nie wiedziała, bo nie mogła wiedzieć, że te uczucia nie mają żadnych podstaw. Nie miała pojęcia, że zachwyt Zaziantego wynikał
z czegoś zupełnie innego i miał całkowicie inne podłoże niż to, na którym buduje się zażyłość między kobietą i mężczyzną. Bogini nie wiedziała, kim jest przybysz, wiedziała tylko, że jest kobietą, na dodatek piękną, a sposób, w jaki patrzył na nią Zazianty sprawił, że Bellahonna poczuła się zdradzona, choć o zdradzie mowy przecież nie było, bo między nią a Zaziantym nie istniała jeszcze żadna umowa, żadne zobowiązanie. Uczucie, które owszem płonęło już w każdym z nich, nie zostało jeszcze okazane i zaakceptowane. Bellahonna, w tej chwili zazdrosna, nie brała tego faktu pod uwagę. Sądziła, że Zazianty jest jej, a ona Zaziantego, tym przeświadczeniem żyła, traktując je jako pewnik. Była przekonana o tym, że jej związek z Zaziantym jest kwestią już niedalekiej przyszłości, bo wszystko ku temu zmierzało. Tymczasem jej oblubieniec na widok innej kobiety reagował w sposób, który Bellahonna określiła jako nieakceptowalne dla niej zauroczenie. Smutek i żal, jaki stał się na skutek tego zauroczenia jej udziałem, spowodował, że cudowna, wielobarwna, radosna aura Bellahonny zamieniła się w czarną. Boginię ogarnął mrok. Wszystkie jej plany, wszystkie marzenia i projekty legły w gruzach i Bellahonna wiedziała, że musi od nowa zaprojektować swoją przyszłość, odciąć się od tego co było raz na zawsze. Gdyby była ludzką kobietą, płakałaby roniąc rzęsiste łzy i starałaby się uciec od świata. Bellahonna nie była człowiekiem, mało tego czuła się w obowiązku wobec innych bogów stwórców, którym służyła swoją wiedzą. Jednakże sytuacja w której się znalazła, przerosła ją. Nie potrafiła pogodzić się z tym, że jej oblubieniec zauroczył się inną kobietą. Ucieczka wydała jej się jedynym racjonalnym wyjściem. Nie przyglądając się dłużej temu, co robił Zazianty, ze świadomością wielkiego zawodu i smutku odleciała do swojej siedziby. Gdyby została i przysłuchała się rozmowie, wszystko potoczyłoby się inaczej, Kastel Jewaunt nie byłby Królem Myśli, Arion Kambeldon nie byłby Królem Wojny, a w Aeskarze Marantynie Zazianty nie musiałby lokować mocy swojej boskiej miłości.

Kup trylogię „Król Myśli” https://marfish.pl/sklep/ >>>

Zobacz, co czytelnicy napisali o trylogii „Król Mysli” >>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *